sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 13

Siedziałam i obserwowałam jak fajnie Nico dogaduje się z tymi dzieciakami. Jak tłumaczył im zasady i pokazywał jak lepiej odbijać. Wtedy pomyślałam sobie, że będzie cudownym ojcem.
- Sory dzieciaki, ale my musimy już lecieć- powiedział
- A przyjedziecie jeszcze?
- Pewnie- odpowiedziałam
Wróciliśmy do domu, zjedliśmy obiad z mama i Majką. Spakowaliśmy swoje rzeczy i byliśmy gotowi do wyjazdu. Postanowiłam wrócić do Bełchatowa, przecież umiem o siebie zadbać i nie potrzebuje opieki
- Na pewno dasz sobie radę?- dopytywała mama
- Tak mamo nie musisz się martwić
- Jedźcie ostrożnie
- Jak zawsze- odpowiedział Nico i pojechaliśmy
* Nicolas
Gdzie byłeś Boże?- Dramatycznie pyta blaknący napis przywieszony na przydrożnym drzewie. Obok drewniany krzyż z dwóch związanych sznurkiem gałęzi. Mnóstwo zniczy i kwiatów. Czuć tu smutek, żal i śmierć
- To tutaj zginął twój brat?
- Nie
- A wiesz kto?
- 8 lat temu doszło tu do wypadku. Karetka wioząca kobietę i noworodka do szpitala z niewyjaśnionych przyczyn uderzyła w to drzewo. To była masakra. Porozrzucane ludzkie ciała, masa krwi i to przeraźliwe wycie sygnałów
- Wszyscy zginęli?- zapytałem
- Przeżyła tylko sanitariuszka z karetki i maleństwo, które zasłoniła własnym ciałem
- A wiadomo co się stało?
- Z tego co wiem to prokuratura umorzyła śledztwo, bo nie mieli żadnych poszlak. Kierowca, lekarz i ta kobieta nie żyją, a sanitariusza jest rośliną do tej pory. Jedni mówią, że jakieś zwierze wyskoczyło im na drogę. Drudzy, że diabeł maczał w tym palce
Aż dreszcz mnie przeszedł kiedy Marcelina to opowiadała. Nie wyobrażam sobie co musiał czuć mąż tej kobiety  
- Jedźmy już stąd- powiedziałem
* Marcelina
Ludzie mówili, że to jakieś fatum, że nad miastem wisi klątwa bo najpierw zginął mój brat, a potem zdarzył się ten wypadek. Od tamtego czasu nic nie było juz tak samo, a ja zajadę sobie dokładnie takie same pytanie
- Jakie?
- Gdzie był Bóg kiedy ginął mój brat?
- Nie możesz myśleć o tym w ten sposób
W domu byliśmy późnym wieczorem. Zrobiliśmy kolację i poszliśmy spać, bo rano Nico miał trening, a potem mecz. Wciąż myślałam o Kasi, o tym co by było gdyby odnalazła małą? Czy zajęłaby się nią i żyła szczęśliwie z Markiem?
* Nicolas
Kiedy rano wstawałem Marcelina jeszcze spała. Nie chciałem jej budzić bo przez północy znowu nie spała. Zrobiłem jej śniadanie i poszedłem na trening przed meczem
* Marcelina
Obudziły mnie jakieś krzyki dobiegające przez okno. Wzięłam szlafrok i wyszłam na balon. Tomek i Konrad para gejów, którzy mieszkali obok znowu wzajemnie oskarżali się o to, że jeden nie ma czasu dla drugiego
- Zachowujecie się jak zazdrosne o siebie nastolatki- krzyknęłam do nich
- Marcelina kiedy wróciłaś?
- Wczoraj
- A jest Nico? bo mam sprawę do niego- zapytał Tomek
- Nie poszedł na trening, a potem gra mecz
- Dobra to jakoś się z nim zgadam
Tomek i Konrad byli naprawdę spoko sąsiadami. Zawsze zachodzili i pytali czy czegoś nam nie potrzeba. Jedyną ich wadą było to, że byli o siebie zazdrośni jak cholera. No, ale to już ich prywatna sprawa. Najważniejsze, że zawsze można na nich liczyć. Zamknęłam drzwi balkonowe i zeszłam na dół. Spojrzałam na kalendarz- jeszcze tydzień z tym gipsem. Zjadłam śniadanie przygotowane przez Uriarte i poszłam na cmentarz. Przy grobie Kasi stał jakiś mężczyzna, nie był to jednak Marek bo on dwa dni temu wrócił do Bydgoszczy
- Dzień dobry- powiedziałam podchodząc do niego
- Witam- odpowiedział i odszedł
- Cześć kochana- powiedziałam, ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza. - Możesz być spokojna, twoja córeczka jest pod opieką mojej mamy i nie dzieje jej się żadna krzywda. Opowiedziałam jej ile Majka znaczy dla mojej mamy i poszłam do Energii. Pod halą spotkałam Katrin
- Hej
- O cześć dawno cie nie widziałam
- Miałam małe zawirowania
- Facu cos opowiadał o tej kobiecie
- No to wiesz, że chciała mnie zabić, ale nie mówmy o tym
Weszłyśmy do środka gdzie czekały już na nasz Kłosa- Ola, Michała- Dagmara z Antosiem, Mariusza- Paulina i Wojtka- Zosia. To było nasze babskie grono na dzisiejszy mecz. Zgotujemy im taki doping, że miotą Będzin z boiska
- Mogę wziąć małego?- zapytałam Dagmary
- Pewnie- odpowiedziała i dała mi go
- Pasuje ci taki malec- powiedziała Zosia
- Bardzo śmieszne, Antek co oni od nasz chcą?
- Na razie nie wracam do wojska, tak postanowiłam
- Jesteś tego pewna? Nico mówił, że to dla ciebie bardzo ważne
- Tak, ale ona jest dla mnie ważniejszy. Miłość jest ważniejsza niż logika i czasami wymaga kompromisu. Chyba wy cos o tym wiecie?
- Antek jaka ta twoja ciocia jest przemądrzała- powiedziała Dagmara, a ten mały bąk się śmiał na cały głos
Po meczu wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do Ostrołęki na urodzinki Majaki. Postanowiłam przedstawić Nico mojego brata. Zabrałam go na cmentarz, który był dosyć daleko, ale już dobrze dawałam sobie radę z tymi kulami
- Gdzie idziemy?- zapytał Nico
- Do mojego brata- powiedziała
- No to chodźmy
Kupiłam przy cmentarnym straganie kwiaty i znicze. Z bramy akurat wychodził Ksiądz
- Szczęść Boże- powiedziałam
- Witaj Marcelina dawno cię tu nie było
- Tak wyszło proszę księdza
- Idziesz do brata?
- Tak dzisiaj jego urodziny- powiedziałam
- To nie zatrzymuję was, z Bogiem dzieci
- Z Panem Bogiem- odpowiedział Nico
* Nicolas
Stoję i patrzę na nagrobek. Piękny i zadbany z mnóstwem kwiatów i płonących zniczy. Po prawej stronie na samym rogu piłka do siatkówki, która zawsze mu towarzyszy. Zamiast tradycyjnej nagrobnej płyty wysoka kolumna zakończona aniołem. Zerkam na napis
               Ś.P
                       Arkadiusz Gołaś Olimpijczyk zginął śmiercią tragiczną
- To był twój brat?- pytam
- Tak
- Ale przecież ty masz inne nazwisko?
- Bo to nazwisko mojego męża. Jedyne co mi po nim zostało
- Przecież on był legendą siatkówki- powiedziałem
- Wiem i zastanawiam się co by robił dzisiaj? Czy jak chłopaki byłby Mistrzem Świata?
- Ja nie wiem co powiedzieć
- Nic nie mów, posiedź tu ze mną
- Kocham cię, a to dlatego twoi rodzice się rozstali?
- Tak obwiniali siebie nawzajem, a to przecież nie był niczyja wina. Po prostu Bóg potrzebował ANIOŁA, potrzebował mojego brata.
10 lat póżniej
- Tomas pospiesz się, bo zaraz się spóźnimy
- Już mamo tylko wezmę aparat
- No to szybko bo tata juz czeka
- Przecież nie zaczną bez niego
- Nie synku, ale wiesz jak tata nie lubi się spóźniać
- Wiem
- No to juz wskakuj do auta
- Mamo
- Tak synku?- zapytałam
- Kocham was- powiedział Tomas
Zapięłam małego gadułę w fotelik i pojechaliśmy na mecz. Już mogłam stwierdzić, że Tomas pójdzie w ślady ojca bo wręcz szalał za piłką. Im bliżej końca meczu było tym bardziej on nie mógł się doczekać kiedy tata zabierze go na boisko
- Mamo już mogę?- zapytał
- Tak- odpowiedziałam
a mój mały smyk szalał po boisku i nie odstępował Nico na krok. Mam wspaniałą rodzinę w, której Arek zawsze będzie obecny duchem, a Tomas będzie znał wujka i będzie wiedział jak dobrym był człowiekiem. Z wojska nie zrezygnowałam, ale jestem żołnierzem w stanie spoczynku co oznacza, że zawiesiłam swoją służbę. Oczywiście jeśli będę potrzebna to pomogę, ale przed wyjazdem na misje grubo się zastanowię. Jestem spełnioną żona i matką, a to dla mnie najważniejsze

                                         KONIEC!!!!!!!!!!!!!!!!!
*********************************************
Mam nadzieję, że podobało wam się opowiadanie :)
i juz zapraszam was na kolejne o skomplikowanej relacji Ewy i Damiana Wojtaszka :)
/mała

4 komentarze:

  1. No tak mogłam się domyślić, że to siostra Arka. Bardzo mi się podobało.

    OdpowiedzUsuń

  2. Szkoda ze to już koniec.Świetne opowiadanie. Nie mogę doczekać się następnego.Zapraszam do siebie

    http://zycieniezawszejesttakiejakiechcemy.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie pojawił się nowy rozdział zapraszam :)

      Usuń
  3. Szkoda że to koniec :( Czekam na kolejne
    Zapraszam na 20 rozdział. Dużo pozytywnych chwil :)
    http://niekazdemarzeniasiespelniaja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń