czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział 5

- To co gotowa?- zapytałem
- Tak
- Kocham cię skarbie
- Ja ciebie też, teraz, na zawsze i na wieki
* Inga
Nawet nie umiałam opisać jak bardzo wtedy cieszyłam się z takich zwykłych rzeczy jak zakupy, mecz czy po prostu spotkanie ze znajomymi. Bałam się tego, że wszyscy będą się na mnie gapić, ale to nie miało znaczenia. Resovia bez problemu wygrała swój mecz, a ja byłam dumna z chłopaków jak nigdy. Nie wiem dlaczego, ale czułam, że to był ostatni mecz jaki oglądałam w ich wykonaniu.
- Cześć wszystkim
- Hej Inga jak się czujesz?
- Jeszcze żyję- powiedziałam
- Inga- upomniał mnie Krzysiek
- Igła trener woła- wparował do szatni Fabian
- Poczekaj tutaj
- Nigdzie sie nie wybieram
- Inga i co teraz?- zapytał Alek
- Krzysiek mi tego nie powiedział bo wiem, że nie chce mnie martwić, ale ta cholerna chemia nie działa i muszą mi znaleźć dawce szpiku
- Na pewno znajdą
- To nie takie łatwe, ostatnim razem dawca znalazł się jakimś cudem. Mam bardzo nietypowe komórki szpikowe
- Zrobimy badania, przecież my możemy zrobić badania- powiedział Paul
- Dzięki, ale nawet jeśli któryś z was będzie mógł być dla mnie dawcą to: po pierwsze nie ma gwarancji, że przeszczep się uda, a po drugie ten, który byłby potencjalnym dawcą przez okres 3 tygodni nie będzie mógł grać. Ja nie mogę was o to prosić
- Inga to nie ma znaczenia, najważniejsze jest twoje zdrowie, twoje życie
- Dziękuję wam
- Muszę stąd wyjść- powiedziałam
- Co się dzieje?
- Nic, chcę tylko wyjść na dwór
- Kochanie wiesz, że nie możesz, musisz na siebie uważać
- Tak wiem, ze nic mi nie wolno, ale jak tak nie umiem, rozumiesz? Nie umiem siedzieć i nic nie robić
Wiem, ze on się o mnie martwi, ale nie chce żeby tak mnie traktował, żeby niańczył mnie jak dziecko. Kiedy wchodziliśmy do domu zaczepił nas jakiś mężczyzna
- Dobry wieczór Maciej Jabłoński dziennik Fakty
- Słucham
- Mogę prosić parę słów?
- Nie dzisiaj- powiedziałam
- Ale tylko parę- nalegał
- Nie rozumie Pan co znaczy nie dzisiaj
- Dobrze przepraszam gdyby jednak zmieniła Pani zdanie to proszę o telefon
- Dziękuje- powiedziałam biorąc wizytówkę
Każdy człowiek w każdej sekundzie swojego życia projektuje swoją przyszłość. Każda rzecz którą robi, myśli, mówi i czuje ma sens. Wszystko co człowiek robi w obliczu śmierci jest czymś w rodzaju balonika który unosi się ku nieubłagalnemu końcowi. W zależności od tego co człowiek robi i myśli balon leci wolniej albo szybciej. Bliżej kurzu i ziemi, albo bliżej ciepła i słońca. Wieczorem spakowana i gotowa na kolejna wizytę w szpitalu cały czas myślałam o tamtej rozmowie przed domem.
 17.  Kwietnia 2015 r. Rzeszów szpital
Znowu bratam się z trucizną, którą mi podaja, ale ona wcale nie chce się ze mą kumplować. To co wczoraj się tu działo to prawdziwy koszmar. Lekarze biegali w tę i z powrotem, pielęgniarki tak samo, na korytarzu ktoś krzyczał, że aż ciarki przechodziły i nagle cisza wszystko ustało. Komara można było usłyszeć. Dopiero później od pielęgniarki dowiedziałam się, że tego wieczora na sąsiednim oddziale zmarła 5 letnia dziewczynka chora na białaczkę, a kobietą która tak przeraźliwie krzyczała była jej mama. Zastanawiam się czy też tak skończę, czy mnie też to czeka, czy po mnie też będą tak płakać? Nie mam siły na to, nie mam już siły z tym walczyć, gdyby nie Krzysiek i to, że tak bardzo go kocham to już dawno bym się poddała. Nie boję się śmierci, bo przebywając tutaj na oddziale przyzwyczaiłam się do niej.- na tym skończę drogi pamiętniku mój dzisiejszy wpis.
Kiedy dowiedziałam się o śmierci małej Agaty, postanowiłam spotkać się z tym dziennikarzem i porozmawiać. Może już nie pomogę sobie, ale innym pewnie tak. Wzięłam telefon i wykręciłam numer.
- Dzień dobry Pani Ingo
- Witam Pani Weroniko
- Gotowa?
- Co to?- zapytałam
- Kroplówka z lekami przeciwwymiotnymi
- A możemy w tą?- zapytałam podając jej lewą rękę
- Tak- odpowiedziała
- Pani Weroniko?
- Słucham?
- Bo dzwonił do mnie dziennikarz
- I?
- I umówiłam się z nim
-Tutaj?
- Tak tutaj
- No nie wiem co na to dyrektor
- Ale to dla mnie bardzo ważne proszę

- Dobrze zobaczę co da się zrobić

*********************************************
Kochani oddaję wam kolejny rozdział :)
mam nadzieję, że wam się spodoba i czekam na opinię :)
/mała

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 4

- Siostra możesz mi coś obiecać?
- Co?- zapytała Dorota
- Gdybym jednak
- Inga nawet nie zaczynaj
- Gdybym umarła powiedz Krzyśkowi żeby o mnie zapomniał, żeby ułożył sobie życie i był szczęśliwy
- Nie
- Siostra proszę cię muszę wiedzieć, że mu to powiesz
- Nie mogę- Dorota zaczęła płakać
- Proszę cię obiecaj mi to. Wiem, że umrę, nie mam siły znowu z tym walczyć
- Siostra błagam nie mów tak
* Krzysiek
Wchodząc do Podpromia wiedziałem, że nie uniknę pytań, ale przecież nie mogłem mieć o to pretensji bo chłopcy martwili się o Ingę. Byłem wykończony nerwowo i psychicznie. Koszmar z przed dwóch lat znowu wracał tylko, że wtedy byłem kolegą który wspierał ją walce z chorobą, a teraz jest moją żoną, wszystkim co mam na tym świecie.
- Siema Krzysiek
- Cześć
- Co ty tu robisz? Maiłeś mieć wolne
- Inga miała mnie dosyć i wygoniła do was
- A jak ona się czuje?
- Ciężko znosi chemię, ale jutro rano wychodzi ze szpitala
- To chyba dobrze nie?
- Tak- odpowiedziałem
* Inga
- Pani Ingo tutaj jest wypis. Proszę na siebie uważać i widzimy się za dwa tygodnie na następnej chemii
- Dobrze Panie doktorze dziękuję bardzo
Spakowana i gotowa do powrotu do domu czekałam na Krzyśka. Zastanawiając się w między czasie gdzie poszła Dorota, ale zaraz sobie przypomniałam, że mówiła coś o kawie. Wyjęłam więc mój pamiętnik i zaczęłam pisać
                                                                                                        31. Marca 2015 r. Rzeszów oddział
Za mną trzy cykle chemii, przede mną jeszcze 4, ale tym razem znoszę je o wiele gorzej. Mam chyba wszystkie możliwe skutki uboczne, ale jak mówi mój lekarz to efekt o wiele silniejszej chemii, która ma zniszczyć komórki nowotworowe, za oknem piękna wiosenna pogoda, a ja nawet nie mogę pójść na spacer. Czuję się jak szczur w ciasnej klatce. Przed Krzyśkiem udają twardą i silną, ale kiedy tylko zostaję sama wpadam w dół, z którego ktoś musi mnie wyciągnąć. Jest tutaj wiele ludzi, starszych, młodszych i dzieci. Wczoraj poznałam miłą Gosię z pokoju obok. Dziewczyna już 3 lata walczy z tym paskudztwem tyle, że ona ma ziarnicę, łagodniejszą odmianę nowotworu, który prawie zawsze jest wyleczalny.
- Cześć kochanie gotowa?
- Tak- odpowiadam i pospiesznie zamykam mój notes
- A gdzie Dorota?
- Poszła po kawę
- To poszukam jej i możemy jechać
- Dobrze
 * Krzysiek
Szukałem Doroty wszędzie, ale w barze jej nie było, znalazłem ją dopiero na końcu oddziału
- Dorota co się stało?
- Nie mogłam tam siedzieć, nie mogłam patrzeć na to jak znowu cierpi
- Wiem, ale Inga czeka na ciebie
- Nie mogę tam wrócić
- Musisz
- Wiesz co mi dzisiaj powiedziała?- zapytała
- Co?
- Że jak umrze to mam cię pilnować, żebyś ułożył sobie życie
- Co?
- Krzysiek ona wie, że umiera
- Nie mów tak, nie wolno ci Inga wyjedzie z tego, wyzdrowieje
- Krzysiek też bym tego chciała, ale musisz pogodzić się z tym, że może być inaczej 
Nie rozumiałem jak Dorota może tak mówić, jak spokojnie może mówić o tym, że Inga umrze? Choćbym miał na głowie stanąć to na to nie pozwolę, rozumiesz Boże? Nie pozwolę
- Chodźmy do niej- powiedziałem
* Inga
No w końcu jesteście chciałbym już wrócić do domu
- Już jedziemy kochanie              
Krzysiek po drodze odwiózł Dorotę do domu. Moja siostra jakoś dziwnie się zachowywała, ale nie miałam ani siły, ani ochoty na rozmowy
- Chodź kochanie- powiedział Krzysiek biorąc mnie na ręce
- Krzysiek, ale przecież ja dam radę sama
- Ale ja chcę cie wnieść do naszego domu
Krzysiek zaniósł mnie prosto do sypialni położył się obok na łóżku i obejmując mnie rękoma w pasie mocno przytulił do siebie
- Dobrze, że już jesteś- powiedział
- Ja też się cieszę
Objęłam jego twarz swoimi dłońmi i zaczęłam całować. Czułam się jak wtedy kiedy byłam zdrowa. Szybko jednak mi przeszło, te cholerne mdłości znowu wracały
- Inga- wołał Krzysiek, a ja jak zawsze p chemii leciałam do łazienki
- Przepraszam kochanie
- Nie masz za co przecież to nie twoja wina. Pójdę zrobić kolacje, a ty odpocznij
Wzięłam długą i odświeżającą kąpiel, z mnóstwem piany i bąbelków. Chciałam zmyć z siebie ten zapach szpitala, to uczucie ciągłego kucia. Tego właśnie mi brakowało, tej zwykłości i życia codziennego. Noc była koszmarem, nie mogłam spać, a kiedy już zasypiałam wracały nudności. Kiedy człowiek ma na koncie wyrok śmierci czas leci nieubłagalnie szybko. Nim się obejrzałam i zdążyłam nacieszyć Krzyśkiem musiałam niedługo znowu meldować się w szpitalu. Zauważyłam też, że znowu zaczęły mi wypadać włosy. Cofnęłam się dwa lata wstecz i doskonale wiedziałam  co mnie czeka. Kosmyki włosów na poduszce, na ręczniku po myciu włosów, na szczotce po czesaniu. Muszę je obciąć. Pogrzebałam w szafie i znalazłam chustkę, której miałam już nigdy nie założyć tym czasem ona znowu jest mi potrzebna.
- Kochanie śniadanie masz na stole, ja musze lecieć bo jutro gramy mecz
- O której?
- O 15 a co?
- Przyjdę
- Kochanie wiesz, że nie powinnaś
- Krzysiek nie rób mi tego. Wasze mecze to jedyna radość w moim w życiu. Chcę się spotkać z chłopakami, chce żyć póki jeszcze mogę
- Pamiętasz, że w środę masz chemie?
- Tak pamiętam
Krzysiek zachowywał się tak jakby moje słowa w ogóle do niego nie docierały, jakby nie chciał dopuścić do siebie myśli, że ja umieram i nic nie jest w stanie mi pomóc. Przecież nie byłam głupia, chociaż Krzysiek nic nie mówił to ja wiedziałam, że ta chemia nie działa, czułam to. Moim jedynym ratunkiem ponownie był przeszczep szpiku po prostu to wiedziałam.

15. Kwietnia 2015 r. Rzeszów dom
Arek idę do ciebie i ty pewnie o tym wiesz. Serce pęka mi na myśl, że będę musiał opuścić ten świat, że będę musiał zostawić tu Krzyśka samego. Proszę cię porozmawiaj z kim trzeba niech da mi jeszcze trochę czasu. Chcę zobaczyć jak Krzysiek unosi do góry Olimpijski medal, potem mogę umierać. I choć okropnie boli mnie to, że nie dam mu dziecka to wiem, że kiedyś będzie je miał i będzie szczęśliwy z inną kobietą.
Odetchnęłam głęboko, odkładając długopis starałam się nad sobą jakoś zapanować, ale targały mną mieszane uczucia. Raz byłam spokojna i przygotowana na śmierć, a innym razem panicznie się jej bałam i nie godziłam z nią. Oparłam się o wielkie, dębowe biurko Krzyska i wpatrywałam się w nasze ślubne zdjęcie, które tam stało
* Krzysiek
Zaraz po treningu czym prędzej udałem się do domu, żeby Inga nie była sama. Chciałem spędzić z nią jak najwięcej czasu dlatego postanowiłem zabrać ją na nasz mecz i spotkanie z chłopakami. Z każdym dniem robiła się coraz słabsza, widziałem jak źle znosi nawrót choroby, ale wierzyłem w nią i w to, że da radę



******************************************
No i mam dla was kolejny rozdział :) tym razem troszkę dłuższy 
mam nadzieję, że wam się spodoba i czekam na opinię :)
/mała

piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 3

* Krzysiek
- Inga co się dzieje?, -Inga
- Kocham cię- powiedziała upadając na podłogę
- Co się dzieje?- zapytał Alek
- Nie wiem
- Bierz ją jedziemy do szpitala
Choroba Ingi była nieprzewidywalna, atakowała wtedy kiedy zupełnie się tego nie spodziewaliśmy. Od chwili kiedy został u niej wykryty nawrót  Inga już 5 razy lądowała w szpitalu. Co chwila sprawdzając czy oddycha czekałem, aż Alek dojedzie w końcu do szpitala.
- Może nam ktoś pomóc?- zapytałem wbiegając z nią na rękach do szpitala
- Co się stało?- zapytał lekarz
- Nie wiem zemdlała
- Czy żona na coś choruje?
- Tak ma białaczkę
Po tych słowach lekarze zabrali Ingę, a ja musiałem czekać na korytarzu nie wiedząc co się z nią dzieje. Czas jakby stał w miejscu, jakby los sobie ze mnie drwił bawiąc się moim bólem. Miałem cholerne deja vu.  Bez niej nie umiałbym żyć. Skoczyłbym z mostu, albo rzucił się pod auto byle tylko być z nią. Nawet po tamtej granicy w tym drugim świecie
- Będzie dobrze- zobaczysz pocieszał mnie Alek
- To jest rak, nic nie będzie dobrze
- Inga da radę
Wtedy wyszedł do nas lekarz
- I co z nią?
- Ściągnęliśmy z onkologii lekarza Pana żony
- Witam Panie Krzysztofie- powiedział na oko 30- letni mężczyzna
- Co z moją żoną?
- Choroba Pani Ingi postępuje w zaskakująco szybkim tempie, zbyt szybkim jak na tego typu białaczkę
- Co chce Pan powiedzieć?
- Że zabieram Pana żonę do siebie na onkologię i już dzisiaj zastosujemy następną chemię, ale najprawdopodobniej nie obejdzie się bez ponownego przeszczepu szpiku
- Mogę ją zobaczyć?
- Nie teraz musi odpocząć
Inga prawie przez szybę nie widoczna leżała podłączona do tych wszystkich aparatur, kroplówek, masek tlenowych. Serce mi pękało kiedy na nią patrzyłem, zrobiłbym wszystko, żeby być na jej miejscu, żeby nie musiała cierpieć. Przecież byliśmy małżeństwem dopiero od pół roku.
- Przecież to nie może się tak skończyć
- I nie skończy, Inga wyjdzie z tego zobaczysz
* Inga
Kiedy otworzyłam oczy wiedziałam, że znowu jestem w szpitalu. Było mi tak cholernie niedobrze, nie miałam nawet siły żeby przewrócić się na drugi bok
- Witaj kochanie - powiedział Krzysiek
- Długo spałam?
- 4 godziny
- I cały czas tu siedzisz?
- A co mam robić?
- Na przykład iść na trening
- Wszystko załatwiłem z trenerem i mogę zostać z tobą
- Fatalnie sie czuję
- To pewnie przez tą chemię
- Co się w ogóle stało? Pamiętam, że ktoś pukał
- Tak to był Alek
- A co chciał?
- Nie myśl teraz o tym kochanie
- Rozmawiałeś z lekarzem
- Tak mówił, że możesz jutro rano wyjść do domu, będziesz musiała tylko na siebie uważać i zgłosić się na następną chemię
- Krzysiek to mnie wykańcza nie dam rady znowu tego przechodzić
- Inga błagam nie mów
- Jesteś zmęczony idź do domu
- Zostanę
- Kochanie nie jestem tu sama dam sobie radę
- No dobrze, ale widzimy się rano
Powoli dochodziłam do siebie po ostatniej chemii. Mdłości i wymioty nie dawały mi spokoju, a do tego pojawiła sie biegunka i dziwnie rany w buzi przez które nie mogłam nawet jeść.
* Krzysiek
Nie chciałem zostawiać Ingi samej dlatego zadzwoniłem do Doroty. Mogłem iść spokojnie do domu wiedząc, że siostra z nią jest 
- Cześć Krzysiu
- Hej- powiedziałem
- Co mówią lekarze?
- Ze choroba postępuje zaskakująco szybko, że została zbyt późno zdiagnozowana, że te nawroty będą się powtarzać. Dorota Inga umiera
- Nie możesz się poddawać, musisz być silny dla niej
- Boje sie ze ją stracę
- Nie stracisz Inga da sobie z tym radę. Nie zapominaj, że już raz to pokonała
- Przyjadę po was rano
- Dobra
W tamtej chwili jedyne na co miałem ochotę to przebywanie z Ingą. Nie mogłem skupić się na treningu, nie mogłem skupić się na graniu. Myślałem tylko o niej przecież już miało być dobrze.


************************************
Kochani oddaję w wasze łapki 3 rozdział
mam nadzieję, że wam się spodoba i czekam na opinię :)
/mała


wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 2

Ingę znalem od podstawówki. Wspólne kino, spacery, mecze, wypady za miasto, zawsze dobrze czułem się w jej towarzystwie, aż w końcu doszedłem do wniosku, że nie umiem bez niej żyć. Okazało się, że działa to w dwie strony bo Inga czuła to samo choć długo nie chciał się do tego przyznać. Kiedy w końcu zgodziła się na pierwszą oficjalną randkę byłem taki szczęśliwy, że góry mogłem przenosić. Inga choć mieszkała w Krakowie to dla mnie przeprowadziła się do Rzeszowa i została fotografem naszego zespołu. Kupiliśmy nowe, większe mieszkanie, po roku bycia razem wzięliśmy ślub, zaczęliśmy planować dziecko. Nasz miłość kwitła z dnia na dzień. Do póki los nie postawił nam na drodze potężnej przeszkody. Wiadomość o nawrocie jej choroby  była dla mnie szokiem. Zastanawiałem się jak to możliwe? Czułem smutek, ból i żal, jednak musiałem być silny, nie mogłem jej pokazać jak bardzo boję się tego, że mogę ją stracić. Moją rolą było wspierać ją i motywować do walki.
- Co wy tu jeszcze robicie? Na trening i to szybko- krzyczał Kowal
- Trenerze możemy dzisiaj odpuścić?- zapytał Nikołaj
- Z powodu?
- Stało się coś złego
- Kurwa chłopcy mówcie po ludzku- denerwował się trener  
- Mam raka- powiedziała Inga
- Co ty mówisz? Jak to? Jesteś pewna robiłaś badania?
- Tak to nawrót białaczki
- Przykro mi- powiedział Kowal
* Inga
Sama nie wiedziałam kogo za to winić, czy siebie czy zły los? A może Boga? Mama zawsze mi powtarzała, że jeśli Pan Bóg coś robi to zawsze z jakiegoś powodu, ale jaki powód był w mojej chorobie? Miałam tyle marzeń, tyle planów do zrealizowania, a zwyczajnie mogło mi na nie starczyć czasu. Wróciłam do domu, wzięłam notes i zaczęłam pisać:
     1. Urodzić dziecko
     2. Zobaczyć jak Krzysiek zdobywa olimpijskie złoto
     3. Pojechać na mecz Asseco o Mistrzostwo Polski
     4. Dożyć rocznicy naszego ślubu
     5. Udowodnić Krzyśkowi jak bardzo go kocham
     6. Podziękować wszystkim którzy mnie wspierali
     7. Polecieć balonem
Nie byłam w stanie pisać dalej. Ręce mi się trzęsły, a oczy zachodziły łzami, które co jakiś czas spływały na kartkę. Zamknęłam notes i schowałam głęboko tak żeby Krzysiek nigdy go nie znalazł. To była tylko moja tajemnica, moja spowiedź i lista marzeń do spełnienia.
- Kochanie jesteś?- zawołał Krzysiek
- Tak w gabinecie- odpowiedziałam
- Powinnaś odpoczywać, a właściwie to co robisz?
- Pisze testament
- Inga to nie jest śmieszne- powiedział a w jego oczach znowu pojawiły się łzy
- Krzysiek rozchmurz się. Wiesz, że się nie poddam
- Nie umiem, nie umiem przestać o tym myśleć
- Ja też, ale nie możesz się tym zadręczać
- Zawiozę cię jutro do szpitala i wpadnę po treningu
- Wiesz, że nie musisz, dam sobie radę
- Znowu zaczynasz?
- Dobrze kochanie będę czekała
- Jesteś spakowana?
- Tak, przecież to już nie pierwszy raz, naprawdę dam sobie radę- odpowiedziałam
Krzysiek przytulił mnie. Uwielbiałam kiedy to robił bo w jego ramionach czułam się bezpieczna i kochana
- Ktoś puka- powiedziałam
Krzysiek poszedł otworzyć. Nagle zrobiło mi się słabo i gorąco jakbym była na pustyni
-Cześć wchodź- mówił Krzysiek do kogoś
- Krzysiu- zawołałam
- Tak?- zapytał wchodząc do pokoju
Spojrzałam na niego i nie wiem co było dalej. Zrobiło mi się czarno przed oczami. Znałam to uczucie i wiedziałam, że nie będzie dobrze



****************************************************
Kochani no i mam dla was następny rozdział
Mam nadzieję, że spodoba wam się historia Krzyśka i Ingi
no i czekam na opinię :)
/mała

sobota, 14 lutego 2015

Jedynie sercem można wszytko jasno poznać. To co najważniejsze skrywa się przed wzrokiem

21 Luty 2015 rok Rzeszów
Czy gdyby trzeba było mnie ratować zrobiłbyś to? Czy ryzykowałbyś swoje życie i karierę dla mnie? Czy po mojej śmierci potrafiłbyś cieszyć się życiem? Czy potrafiłbyś opowiadać naszemu dziecku o mnie? Czy po prostu nie chciałbyś dalej żyć zamykając się w sobie, smakował każdego alkoholu, który ukoił by twój ból? Czy odwiedzał byś mój grób zabierając na niego nasze dziecko? Czy wiążąc się z inną kobietą opowiedziałbyś jej o mnie i o tym co nas łączyło? Czy w każdą kolejną rocznicę mojej śmierci pamiętałbyś o mnie i tęsknił dalej tak samo mocno? Czy patrząc na nasze wspólne zdjęcia płakałbyś tak jak wtedy kiedy umierałam? Czy po pewnym czasie umiałbyś o mnie zapomnieć? Czy żyłabym w twoich myślach i sercu wiecznie?

Gdyby nie upór Krzyśka to nie wiem czy dzisiaj nazywałabym się Ignaczak. Przyjeżdżał, dzwonił, nie dawał za wygraną i w końcu dopiął swego. Tamten dzień miał być najszczęśliwszym w naszym życiu, miało w końcu spełnić się nasze marzenie o powiększeniu rodziny, jednak szybko zmienił się on w horror i nieustanną walkę z przeciwnikiem, którego nie mogę nawet zobaczyć. Więc jak mam z nim walczyć? Jak stanąć w ringu i pokonać go skoro nie wiem kiedy i gdzie zaatakuje? Miałam cudownego męża i byłam szczęśliwa. Nic nie miało prawa tego zmienić. Jednak kiedy człowiek staje w obliczu śmierci zmienia się wszystko. Jego nastawnie, myślenie, chęci do życia i wola walki. Przez długi czas użalałam się nad sobą i zadawałam sobie pytanie dlaczego ja? Dlaczego właśnie mnie to znowu spotkało? Przecież chodziłam do lekarza, regularnie się badałam, brałam leki i pilnowałam kontrroli. Choroba nowotworowa to zwykle niespodziewany gość, który pojawia się z nie nacka i bez pytania. Często też bez żadnej zapowiedzi, bez względu na porę roku, wiek i godzinę. To drań, który niszczy szczęśliwe życie rodziny. Diagnozę - nawrót choroby ( ostra białaczka szpikowa) usłyszałam w najmniej odpowiednim do tego momencie , a miałam wtedy przecież usłyszeć, że jestem w ciąży, było jednak inaczej. Choroba uczy pokory tego, że nic nie jest nam zagwarantowane. Przebywając na oddziale poznałam dużo takich jak ja. Jedni chcą wierzyć, że ma ona sens, że pozwala przekonać się komu tak naprawdę na nas zależy, inny uważają ją za życiową niesprawiedliwość i obiecują, że się jej nie poddadzą. Ja również należałam do tego grona. Przysięgłam sobie, Krzyśkowi i dziecku które kiedyś będziemy mieli, że się nie poddam, że będę walczyć i pokonam tego potwora. Długo to ja byłam górą w tej walce, jednak ona (białaczka) okazała się równi silna i twarda jak ja. Nikt oprócz Krzyśka i rodziny nie wiedział, że białaczka wróciła, ale nie mogłam tego dłużej ukrywać. Resovia została bez fotografa i chłopcy w końcu zaczną się czegoś domyślać.
- Cześć- powiedziałam wchodząc do Podpromia
- Cześć kochanie- powiedział Krzysiek
- Witaj- odezwali się pozostali
Nagle zakręciło mi się w głowie, Krzysiek złapał mnie w ostatniej chwili
- Inga wszystko ok?- zapytał Alek
- Muszę wam coś powiedzieć
- Co?- dopytywał Fabian
- Jestem chora. Nastąpił u mnie nawrót białaczki. Miałam już pierwszą chemioterapię  
- Co? Czemu wcześniej nie powiedziałaś?
- Bo myślałam, że mam to juz za sobą, że to pokonałam
W szatni zapanowała przeraźliwa cisza, chłopcy chyba nie wiedzieli co mają mi powiedzieć, a w oczach Krzyśka dostrzegłam łzy
- Chłopcy ja umieram- powiedziałam
- Nie mów tak, nie wolno ci rozumiesz?- krzyczał Krzysiek
- Igła ma racje nie wolno ci tak myśleć- powiedział Paul
Ale jak miałam myśleć? Jak pogodzić się z tym, że prawdopodobnie nigdy nie zostanę mamą, jak pogodzić się ze śmiercią i powiedzieć jej tak? Zawsze to ja pomagałam innym, a teraz jestem zdana na ich pomoc.



*****************************
Kochani zapraszam was na nowe opowiadanie :)
Na opowieść o miłość Ingi i Krzyśka 
Mam nadzieję, że wam się spodoba i czekam na opinię
/mała

piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 12

Żółte słońce powoli pukało promieniami do mojego pokoju zwiastując kolejny dzień. Niewyraźne jeszcze wtedy słonko oświetlało moją twarz. Westchnęłam tylko i mozolnie przewróciłam się na drugi bok, zamykając oczy. Po chwili otworzyłam je i ze zdumieniem twierdziłam, że miejsce obok mnie jest puste. Wtedy właśnie ocknęłam się i dotarła do mnie świadomość, że to właśnie dzisiaj jest ten dzień. Tak długo wyczekiwany, planowany od dawna, piękny wspaniały, z mnóstwem gości, we wspaniałym kościele, z nim człowiekiem i miłością mojego życia. Przeciągnęłam się wolno, ziewnęłam i energicznie wstałam z łóżka. Wiedziałam, że już nie zasnę, nerwy nie dawały mi spokoju. Bałam się, że coś się stanie, że do ślubu nie dojdzie, że Andrzej się rozmyśli, że Kacper naprawdę przerwie ceremonię, że kościół się zawali. Sama siebie ganiłam za głupoty, które rodziły się w mojej głowie. Włożyłam szlafrok i wyszłam z sypialni. Miałam ostatni raz zobaczyć Andrzeja w roli mojego narzeczonego, bo wieczorem będzie już moim mężem.
- Wstałaś już?- zapytał kiedy weszłam do kuchni. - Specjalnie cię nie budziłem  
- Nie mogłam, a poza tym słyszałam Tymona
* Andrzej
Paula miała w sobie coś magicznego co przyciągało jak magnez. W jej niebieskich oczach czaiły się tajemnicze iskierki, a różowe usta często się do mnie uśmiechały. Siedziała oparta o stół pijąc poranną kawę, a jej brązowe włosy opadały na ramiona.
* Paula
Bełchatowski kościół pękał w szwach. Andrzej stał przed kościołem w idealnie dobranym garniturze. Ja stojąc obok niego cały czas się nad tym wszystkim zastanawiałam. Głos w mojej głowie mówił możesz się jeszcze rozmyślić, masz jeszcze czas na zmianę decyzji. Jednak kiedy ksiądz dał znak, a Karol prowadził mnie do ołtarza wszystkie wątpliwości minęły. Za chwilę na zawsze miałam zostać Panią Wrona.
- Kochani zebraliśmy się tutaj bo tych dwoje chce w obecności Boga przysiąc sobie miłość
Stałam przed ołtarzem i dziękowałam Bogu za spełnienie moich marzeń. Odzyskałam wzrok, odnalazłam brata, a dzisiaj zostanę żoną Andrzeja
- Czy ty Paulino bierzesz sobie tego oto Andrzeja za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że go nie opuścisz, aż do śmierci?- zapytał Proboszcz
- Tak- odpowiedziałam pewna swojej decyzji
- - Czy ty Andrzeju bierzesz sobie tą oto Paulinę za żonę  i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że jej nie opuścisz, aż do śmierci?
- Tak- odpowiedział
- Ogłaszam was mężem i żoną . Może Pan pocałować Pannę młodą- powiedział ksiądz
Obsypani ryżem i monetami z życzeniami szczęścia i miłości udaliśmy się na nasze wesele, które trwało do białego rana


ROK PÓŻNIEJ
- Kochanie jak się czujesz?- zapytał Andrzej dotykając mojego okrągłego brzuszka
- Jak słoń i potwór- powiedziałam
- Co ty wygadujesz bierz Tymona i jedziemy
Ogólnie to musiałam oddać Tymona jak tylko odzyskałam wzrok, ale on był moim przyjacielem, a Andrzej pogadał z kim trzeba było i mogłam go zatrzymać
- Tymek- zawołałam
- Gotowi?- zapytał
- Tak możemy jechać- powiedziałam biorąc prezent ślubny dla Karola i Oli
Kiedy przyjechaliśmy wszyscy już stali przed kościołem
- Cześć- powiedziałam
- Witaj pięknie wyglądasz
- Brawo Ferdi już nie potrzebujesz moich lekcji
- Hej Paula-przywitał się Karol
- Zdenerwowany?
- Nie
- Cześć wszystkim- powiedział Kacper
W tym towarzystwie czułam się wspaniale. Moje stosunki z Kacprem były takie jak kiedyś. Z tego co wiem to zakochał się i związał z dziewczyną z którą był na ślubie Karola i Oli.
                                                                          KONIEC

************************************************
Kochani mam nadziję, że historia miłości Andrzeja i Pauli podobała wam się :)
Zapraszam was też na nowe opowiadanie które już nie długo się tutaj pojawi :)
/mała


środa, 11 lutego 2015

Rozdział 11

W końcu mogłam ją zobaczyć. Energię w której przecież tyle razy byłam, chłopaków z którymi spędziłam ostatnie lata mojego życia
- Gotowa?- zapytał Andrzej
- Tak- odpowiedziałam
Wysiadłam z samochodu, wciąż musiał uczyć się tego, że widzę, z Andrzejem pod rękę weszłam do środka
- Nie mogę, boję się
- Paula no co ty?
- Daj mi chwilę dobra?
Bałam się jak cholera. W sumie to nie wiem dlaczego przecież to czy ich widziała, czy nie nie miało żadnego znaczenia. Andrzej wszedł do środka zostawiając mnie samą
* Andrzej
- Gdzie Paula- usłyszałem pytanie Oli
- Stoi na korytarzu
- Czemu nie weszła?
- Denerwuje się
- Czym?
- Spotkaniem z wami
- Pójdę po nią
* Paula
Stałam w korytarzu, patrzyłam na ścianę na której wisiały ich zdjęcia i jeszcze bardziej bałam się tam wejść. Nie wiem dlaczego? Może bałam się spojrzeć im w oczy
- Paula- zawołał głos za mną
Poczułam jak przechodzą mnie ciarki
- Paula
odwróciłam się i zobaczyłam stojącą przede mną  szatynkę
- Ola?- zapytałam
- Tak- odpowiedziała, - Chodź do środka
- Boje się
- Nie masz czego
- Wcześniej jakoś łatwiej mi to przychodziło
- Chodź będzie dobrze
Nie umiałam przyzwyczaić się do tego wszystkiego, nie umiałam tego ogarnąć. Wzięłam dwa głębokie oddechy i wchodząc do środka nieśmiało powiedziałam
- Cześć
- Witaj- powiedział Karol
Patrząc na nich nie wiedziałam kto jest kim. Spojrzałam wymownie na Andrzeja
- Spokojnie kochanie
- Musicie się przywitać, żeby usłyszała wasz głos
- Bądź sobą- usłyszałam
- Michał?- zapytałam po dłuższym namyśle
- Facu, Nico, Ferd, Mariusz- mówili kolejno
- A ty?- zapytałam
- Kacper- odpowiedział
- Fajnie móc głosy przypisać do twarzy- powiedziałam
- I jak wrażenia?- zapytał Karol
- Dziwnie
- Dlaczego?
- Bo wszystko jest inne i nie radzę sobie z tym. Łatwiej było być niewidomą
- Przyzwyczaisz się, a co z obiecaną imprezą?- zapytał Kłos
- Aktualna, ale to jutro ok?
- No jasne
Kiedy weszłam do domu stanęłam w salonie i patrzyłam przez tarasowe okno na wielki piękny ogród
- Dużo emocji co nie?- zapytał Andrzej
- Tak
- Chcesz poznać pozostałych
 - Tzn?
- No resztę chłopaków Zbyszka, Krzyśka
- Może później- powiedziałam
- Dobrze skarbie
- A Tymon, gdzie Tymon
Kiedy to powiedziałam akurat ktoś zadzwonił do drzwi
- Ja otworzę- powiedział Andrzej, - Kochanie mamy gości
a do domu weszła kobieta z dwójką dzieci
- Kim Pani jest?- zapytałam
- Kochanie to Dagmara, żona Michała
- Miło mi
- Chłopcy przyzwyczaili się do niego- powiedziała dając mi smycz
- Zawsze możecie go odwiedzić, albo wziąć na weekend jak mama się zgodzi- powiedziałam do chłopaków 
- Mamo możemy?- zapytał mały
- Pomyślimy z tatą o tym, a teraz musimy już iść
- Dziękuję za opiekę nad Tymonem
Jeszcze tego samego dnia zajęliśmy się organizacją ślubu. Poprosiliśmy Karola i Olę żeby zostali naszymi świadkami, zaczęliśmy planować listę gości, wybierać zaproszenia, sukienkę, garnitur i wszystkie te różne sprawy.




********************************************
Kochani łapcie 11 rozdział opowiadania o Pauli i Andrzeju :)
mam nadzieję, że wam się sopdoba i czekam na opinie :)
/mała

wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 10

Lekarzem którym miał przeprowadzić operację okazał się mój brat Olek z którym nie miałam kontaktu od 12 lat. Cholerne zrządzenie losu znowu nas połączyło, nie wiedziałam tylko czy da się wymazać stare blizny.
- Dlaczego tak długo nie dawałeś żadnego znaku? Dlaczego milczałeś tyle czasu
Ale on ewidentnie nie chciał ze mną rozmawiać, nie wiem tylko dlaczego
- Siostro szykujemy pacjentkę do operacji
Pani w białym kitlu zaprowadziła mnie do sali w której miałam oczekiwać na  zabieg
- Ten lekarz- powiedziałam Andrzeja
- Co z nim?
- To Olek
- Jaki Olek?
- Mój brat
- Jesteś pewna?
- Tak
Myśli, że to brat będzie mnie operował sprawiała, że mój strach trochę minął, choć dalej bałam się tego jak ognia
- Jest Pani gotowa?
- Chyba tak- odpowiedziałam
* Andrzej
Paula razem z pielęgniarką zniknęła za wielkimi drzwiami, a ja dopiero wtedy poczułem co to strach. Lekarz powiedział, że operacja potrwa nawet do ok. 9 godzin, które miały być najdłuższymi godzinami w moim życiu. No, ale skoro to jej brat to chyba była w dobrych rękach
- Niech Pan idzie odpocząć- powiedziała pielęgniarka
- Zostanę tutaj
Gdybym tylko mógł wparowałbym na tamtą salę bez zastanowienia. Kiedy tylko zamykałem oczy śniło mi się, że dzieje coś złego. To, że mogę ją stracić nie dawało mi spokoju, bez niej nie dałbym sobie rady, serce pękło by mi z bólu
- Proszę- powiedziała pielęgniarka dając mi kubek kawy
- Dziękuję
- Kocha ją Pan- stwierdziła
- Jak wariat- powiedziałem
- Proszę się nie martwić, doktor jest mistrzem w swoim fachu
- Wiem. Pamiętam jak ją poznałem, a właściwie to w nią wszedłem. Krzyknęła do mnie - ślepy jesteś?, a ja jej odpowiedziałem - ty chyba też i wtedy zrobiło mi się głupio bo ona  naprawdę nie widziała. Spodobał mi się ten jej twardy charakter. Długo opierała się przed spotkaniem i kawą
- Ale w końcu się zgodziła?
- Tak
- Długo jesteście ze sobą?
- Prawie 4 lata
- I będziecie jeszcze przez następne 80
- Myśli Pani?
- Jeśli ktoś się kocha tak bardzo jak wy to na pewno
Ta rozmowa bardzo mi pomogła, a co najważniejsze dzięki tej rozmowie czas chociaż na chwilę przestał stać w miejscu. Karol chyba telepatycznie wyczuł, że potrzebuje rozmowy, bo zadzwonił akurat kiedy poszła
- No i co tam?- zapytał
- Operacja jeszcze trwa
- Tak długo?
- No właśnie boję się, że cos poszło nie tak
- Andrzej nie panikuj
- Po prostu się martwię
Mogłem w końcu odetchnąć z ulgą kiedy lekarz powiedział, że operacja przebiegła prawidłowo i bez żadnych komplikacji. Na jej wynik trzeba było jednak poczekać.
- Pan naprawdę jest jej bratem?- zapytałem
- Tak- odpowiedział
- To gdzie Pan był tyle czasu?
- Słucham?
- Pytam gdzie Pan był przez te wszystkie lata?
- To chyba nie Pańska sprawa- odpowiedział
- Myli się Pan.
- Kim ty jesteś żeby mnie pouczać?- zapytał
- Kimś kto przez ostatni cztery lata codziennie powtarzał jej, że jest cudowna, dobra i kochana. Kimś kto zrobiłby dla niej wszystko.
Poczułem, że nie będę w stanie dogadać się z tym człowiekiem. Wydawał mi się jakiś dziwny i podejrzany
- Panie doktorze pacjentka się budzi- zawołała pielęgniarka
* Paula
Kiedy się obudziłam dalej nic nie widziałam, więc wpadłam w panikę. Bałam się, że operacja się nie udała, że wszystko była na darmo
- Andrzej jesteś tu?
- Tak kochanie
- Dlaczego nic nie widzę?
- Kochanie lekarz mówił, że wszystko poszło dobrze, że może już jutro zdejmiemy bandaże i wtedy przekonamy się czy operacja się udała
- Olek,  jest tutaj Olek?
- Tak- odpowiedział
- Dlaczego nigdy nie zadzwoniłeś?
- No wiesz jakoś tak wyszło
 - Jakoś tak wyszło? Tyle razy siadywałam na molo sama, wyobrażając sobie, że opowiadasz mi co dzieje się na morzu, a ty wyjechałeś i miałeś mnie gdzieś, chociaż obiecałeś, że zawsze będziemy razem. Miałam 15 lat kiedy wyjechałeś, a właściwie uciekłeś
- Nie mów tak
- A jak mam mówić? Co bałeś się, że będziesz musiał się mną opiekować. Wiesz ile nocy mam przepłakała nie wiedząc gdzie jesteś?
- Chcesz we mnie wzbudzić wyrzuty sumienia
- Nie próbuję tylko zrozumieć. Kiedy mogę stąd wyjść?
- Jutro ściągniemy bandaże i jak wszytko będzie dobrze to za tydzień
- Dzięki, możesz nas zostawić samych?- zapytałam Olka, A ja naiwna przez tyle lat się o niego martwiłam
- Nie myśl o tym kochanie, Karol dzwonił
- I co chciał?
- Pytał o operacje
Andrzej spędzał przy mnie każdą chwilę, potwornie zmęczony nie chciał dać nic po sobie poznać, ale znałam go już na tyle żeby wiedzieć, że pada z nóg i przez ostatnie godziny nie zmrużył oka
- Boję się, Boże tak bardzo się boję. Nie pozwól mi znowu cierpieć, pozwól zobaczyć Andrzeja i tych wszystkich dobrych ludzi, którzy mi pomagali. Andrzej siedział obok mojego łóżka, czułam jego obecność i wiedziałam, że to dla niego tak samo ważne jak dla mnie
- Jesteś tutaj?
- Tak kochanie. Jak się czujesz?
- Dobrze, ale............
- Ale?
- Martwię się o ciebie
- O mnie?- zapytał
- Cały czas przy mnie jesteś
* Andrzej
Kiedy nadszedł w końcu ten długo oczekiwany przez nas czas denerwowałem się jak cholera. Paula tego nie widziała, ale ręce latały mi jak po wypiciu litra wódki
- Może Pani otworzyć oczy- powiedział lekarz
- Boje się- odpowiedziała
- Kochanie śmiało, Paula otwórz oczy- mówiłem dodając jej odwagi
* Paula
Bałam się, a może po prostu nie chciałam. Powoli jednak zabrałam się na odwagę i zaczęłam podnosić powieki. Doznałam szoku, otaczało mnie tyle rzeczy, tyle dla mnie nowych i obcych rzeczy.
- Andrzej?- zapytałam
- Tak kochanie- powiedział siedzący przy mnie chłopak
- Widzę cię, rozumiesz widzę cię- mówiłam i płakałam ze szczęścia
- Wiedziałem, że się uda- mówił Wrona i płakał razem ze mną
Tamten dzień oprócz dnia w którym Andrzej mi się oświadczył był najpiękniejszym dniem mojego życia, życia którego musiałam się uczyć od nowa. Czytania, pisania, chodzenia bez laski. Siedzieliśmy w tej sali i patrzyliśmy na siebie. Widziała go pierwszy raz i od razu wiedziała dlaczego się w nim zakochałam



****************************
Kochani naszła mnie wena więc podsyłam wam kolejny rozdział :)
mam nadzieję, że wam się spodoba i czekam na opinie :)
/mała

poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 9

- Mam być zazdrosny?- zapytał Andrzej
- Jak chcesz- powiedział Ferd przytulając mnie
- Hej to moja dziewczyna
- szkoda
- Pięknie Ferd- pochwaliłam go
- A powiedz stół z powyłamywanymi nogami- zawołał Winiar
- Co się dzieje?- zapytałam
- Ferdi pokazał Winiarowi język, a Winiar go goni
- O której macie samolot?- zapytał Mariusz
- O 10 rano
- To was zawiozę- powiedział Karol
- Nie trzeba
- A co zrobisz z samochodem?- zapytał
- No w sumie racja
- No widzisz to będę o 9
-Dobra
- Paula
- Tak Nico?- zapytałam
- Do zobaczenia- powiedział
- Do zobaczenia- odpowiedziałam
Chłopcy wyściskali mnie tak jak bym wyjeżdżała na zawsze, ale przecież mój dom jest tutaj i tutaj wrócę. Michał i Dagmara zabrali wieczorem Tymona, a rano punkt 9 wyruszyliśmy na lotnisko.
- Paula mogę o cos zapytać?
- Jasne pytaj
- Co jest między tobą i Kacprem?- zapytał Karol
- Trudne pytania zadajesz
- Sory nie chcesz to nie odpowiadaj
- Kacper powiedział, że się w mnie zakochał
Na lotnisko dotarliśmy na tyle wcześnie, że zdążyliśmy jeszcze wypić kawę z Karolem  i pogadać
- Pani Paulina Wiśniewska i Pan Andrzej Wrona proszeni do hali odlotów do wyjścia nr.8 - mówili przez megafon
- No to pora na nas- powiedział Andrzej
- Spokojniej podróży i odzywajcie się
- Karol proszę cię miej oko na Kacpra, na Polski Ferda i zajrzyj do Tymon
- Dobrze Pani Kapitan
- Paula chodź juz- wołał Andrzej
- Wszystko będzie dobrze
W tamtej chwili najchętniej wycofałabym się ze wszystkiego.  Uciekłabym z tego lotniska gdyby to tylko było możliwe, nie znosiłam latać. Boże jak się tego bałam, na szczęście miałam Andrzeja i  udało mi się przespać cały lot
- Gdzie jesteśmy?- zapytałam
- Podchodzimy do lądowania
Przeraziłam się bo zaraz po wylądowaniu mieliśmy zgłosić się do kliniki, ale tego co tam się stało nigdy w życiu bym się nie spodziewała. Kiedy tam weszliśmy wszyscy juz na nas czekali
- Gut dayy
- Spokojnie może Pan mówić po polsku- powiedziała pielęgniarka
- Byliśmy dzisiaj umówieni na konsultacje przed operacją
- Pani godność?
- Paulina Wiśniewska- powiedziałam
- Pan doktor już na Panią czeka. Proszę ze mną
- Czekam tutaj kochanie
Pielęgniarka gdzieś mnie zaprowadziła
- Panie doktorze pacjentka już jest
- Proszę siadać powiedział. Więc tak ja nazywam się Aleksander Wiśniewski, mam tutaj wszystkie Pani badania i to ja będę Panią operował
Myślałam, że się przesłyszałam, że to cholerny zbieg okoliczności. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, bo to przecież było nie możliwe
- Olek, Olek to ty?- zapytałam
- Znamy się?
- Nie poznajesz mnie?
- Nie
- To spójrz na imię i nazwisko
- Paulina Wiśniewska- przeczytał na głos
- Dalej nie poznajesz? Morze, Sopot, molo, plaża. Pamiętasz?
- Paulina. Szukałem cię, tyle razy cię szukałem



****************************************
Hej kochani :)
Daje wam 9 rozdział mojego opowiadania 
Mam nadzieję, że wam się spodoba i czekam na opinię
/mała